Pomimo tego, że muzyka formacji Wojtka Mazolewskiego łączona jest z jazzem eksperymentalnym, na eksperymenty i muzyczne zabawy na scenie zabrakło miejsca. Było za to półtorej godziny czystego, harmonijnego grania, gdzie wszystkie nuty współbrzmiały ze sobą doskonale. Z głośników w gdyńskim Uchu rozbrzmiewały utwory pochodzące z krążka „Wojtek w Czechosłowacji” (Afrobit, Wojtek w Czechosłowacji, Chase The Devil, Newcomer, Nionio) oraz kompozycje, które nie znalazły się na żadnej z płyt (Bombtrack – utwór zespołu Rage Against The Machine, Lithium – utwór zespołu Nirvana, Sunday) . Nawet, można by rzec, prapremierowe zaprezentowanie tytułowego utworu z płyty „Polka” brzmiało bezbłędnie, choć Pan Wojtek ostrzegał licznie przybyłych fanów, iż kompozycja nie jest jeszcze dopracowana. Efekt godzin spędzonych w salach prób oraz w studio, podczas nagrywania materiału na płytę, ewidentnie w tym momencie zaprocentował. Duża dyscyplina sceniczna oraz dostrzegalne oparcie większości kompozycji na sekcji dętej nie przeszkodziły jednak w zagraniu kilku solówek (szczególnie Marek Pospieszalski, grający na saksofonie), które, myślę, przypadły do gustu miejscowym fanom jazzu, czego dowodem dwa bisy i duże brawa na sam koniec.
Rzeczą, która, myślę, w największym stopniu wprawiła publikę w zachwyt była szczególnego rodzaju chemia wydobywająca się ze spojrzeń, gestów oraz dźwięków emitowanych przez muzyków. Pomimo bardzo przenikliwego chłodu panującego na zewnątrz oraz wewnątrz klubu, udało się rozgrzać atmosferę do czerwoności – ostatnie 3 utwory (w tym dwa bisy) oglądaliśmy stojąc, a w zasadzie płynąc dzięki muzyce formacji Wojtek Mazolewski Quintet.
Reasumując to był naprawdę barwny, zaskakujący i uśmiechnięty koncert. Z niecierpliwością oczekuję nowej płyty WMQ, mając tym samym nadzieję na ponowną podróż po wyśmienicie dobranych dźwiękach synkopowanych opatrzonych nutką uśmiechu i żartu.
Tomasz Montowski