Występy rozpoczęła najmłodsza stażem w tym towarzystwie grupa, czyli Larwy Polarne. Zespół, którego wokalista Grabarz jest wielkim sympatykiem UK Subs, a także organizatorem kilku edycji festiwalu o nazwie Warhead zaprezentował dynamicznego i melodyjnego punk rocka momentami – zwłaszcza w numerze “Kobieta z błękitnymi rzęsami” – ocierając się wręcz o przebojowość. Grabarz w swoim poprzednim zespole – Parafrazie – sięgał po teksty polskiego bitnikohipisa Edwarda Stachury, z nowym zespołem wykorzystał wiersz “17 września” poety Zbigniewa Herberta, a w kolejnym utworze wątek wojny zakończył pieśnią o rzezi na Wołyniu.
Po krótkiej przerwie technicznej na scenie pojawili się uwielbiani przez trójmiejską publiczność weterani z Po Prostu. Szczepan zaprezentował strój nawiązujący do korzeni mody punkowej – pogniecioną koszulę pospinaną agrafkami i udekorowaną wielkimi badzikami. Ostatnich poprawek fryzury dokonał już na scenie przy użyciu szczotki, która w zamysłach producenta nie miała służyć do włosów. Grupa zagrała przekrojowy zestaw przebojów z własnej, nielicznej jak na swój staż, dyskografii w tym m.in dawno niegrany numer, znany już z demo z 1986 roku, pt. “Sprawa Gorgonowej”. W tym czasie publiczność wyraźnie ożyła, pojawiły się stałe elementy dobrego koncertu punk rockowego mianowicie: dziki taniec pogo, oblewanie się piwem oraz szarpaniny. Mocnym punktem koncertu punkowych synów Wrzeszcza było wykonanie przeboju korzennego punk rocka pt. “No time to be 21” z repertuaru The Adverts wspólnie z TV Smith’em. Rozentuzjazmowana publiczność wymogła na zespole bisy, w których usłyszeć było można m. in utwory “Krasny byk” i evergreen pt. “Napierdalam dyskomana”.
Przyszła kolej na TV Smith’a. Człowiek z gitarą akustyczną wrzucony między lokalną legendę a zespół o renomie światowej wedle wszystkich prawideł nie powinien mieć najmniejszych szans na przykucie uwagi słuchaczy. Nawet jeśli było się członkiem The Adverts. Okazało się, że jednak punk rock może jeszcze trochę zaskakiwać. Praktycznie cała publiczność z zainteresowaniem wysłuchała koncertu złożonego z solowych utworów Tim’a Smitha (w tym bardzo sympatycznej ballady pt. “It’s expensive being poor”), a także klasyków z płyty “Crossing Red Sea with The Adverts – “Gary Gilmore’s eyes”, “Bored Teenagers” poprzedzonego zapowiedzią “stay teenage, stay punk” oraz delikatnie mistycznego “New church”. Fantastyczną rzeczą było to, że niemal sześćdziesięcioletni pan z gitarą był w stanie wykrzesać tyle energii, że używając słów z także zagranej przez niego piosenki “One chord wonders”, grając coś lekkiego, zagrał coś co wielu osobom rozpaliło duszę.
Gdy nadszedł czas na rutyniarzy z UK Subs scena spowiła się dymem i czerwonym światłem, z głośników poleciała znana marynistyczna melodia, a gdy muzycy chwycili za instrumenty było już ostrzej i drapieżniej z chwilami zwolnienia na kawałki o bluesowej rytmice, w których Charlie Harper gra punk rocka na niepunkowej harmonijce ustnej. Pojawiły się numery i z pierwszego LP “Another kind of blues” oraz z ostatnich płyt “XXIV” i “Work in progress”. Niezmiennie na każdym koncercie w Uchu punktem kulminacyjnym są grane po sobie “Warhead” i “Riot”. Nie będzie to oryginalna myśl, ale Harper’a kategorycznie należy podziwiać za to co robi w wieku siedemdziesięciu lat.
Warto odnotować, że dzięki nowemu sprzętowi nagłaśniającemu był to zdecydowanie najlepiej brzmiący koncert UK Subs z czterech jakie widziałem w tym miejscu. Dotyczy to także występu Po Prostu, które w Uchu też nigdy nie brzmiało tak ładnie i klarownie. Miło było widzieć Harpera kręcącego się wśród publiczności, pozującego do zdjęć i słuchającego zespołów grających przed UK Subs. Miło było też zobaczyć sekcję rytmiczną Po Prostu wracającą do domu SKMką. To jest właśnie punk rock.
Michał Zarecki