5 września, w ramach 3. edycji festiwalu sztuki wszelakiej Artloop, doszło do arcyciekawej muzycznej fuzji. Na jednej scenie pojawiły się projekty muzyczne: Skalpel oraz Portishead. Oczekiwania związane z występem obydwu zespołów (zwłaszcza w przypadku Portishead) były bardzo wysokie – z czystym sumieniem stwierdzam: zostały całkowicie spełnione.
Jako pierwszy na scenie pojawił się duet Skalpel, jednakże tym razem Marcinowi Cichemu oraz Igorowi Pudło towarzyszyli Joanna Duda (instrumenty klawiszowe) i Jan Młynarski (perkusja), czyli duet J=J. Na scenie, ponadto, pojawił się VJ Spectribe, który odpowiadał za wizualizacje dopełniające muzycznego dzieła. Muzycy, którzy zostali zaproszeni do współwystąpienia tamtego wieczoru, znacznie wpłynęli na odbiór zarówno akustyczny, jak i wizualny. Przede wszystkim, akustyczne brzmienie perkusji Jana Młynarskiego sprawiało, że każdy kolejny utwór stawał się niejako bardziej namacalny, „żywy”, wyciągnięty z ram sampli. Dodatkowo, specyficzna, powolna ekspresja oraz klawiszowe poczynania na elektrycznym pianie Joanny Dudy idealnie komponowały się z muzyczną układanką duetu Skalpel i ciekawie nawiązywały dialog z brzmieniem Jana Młynarskiego. Docierały do mnie głosy z widowni, iż jakoby duet J=J skradł ten występ Panom Cichemu i Pudło – nie mogę się z tym zgodzić, bowiem każda kompozycja projektu Skalpel została wzbogacona o nowe, świeże, brzmienie w postaci różnego rodzaju elektronicznych „smaczków”, które były jednak wplatane „na żywo”. Pozostał niedosyt. Uczucie odnoszę do bardzo krótkiego występu muzyków, który trwał około 40 minut. Pozostaje oczekiwanie na nowy album, który ma się pojawić już w październiku, przy akompaniamencie EP’ki „Simple”.
Najbardziej wyczekiwany, w sopockiej Operze Leśnej, był jednak występ zespołu Portishead. Stosunkowo niska frekwencja audytorium oraz dobre chęci organizatorów sprawiły, że przez pierwsze 15 minut koncertu częściej mogliśmy podziwiać plecy wędrujących w poszukiwaniu wolnych miejsc ludzi, aniżeli muzyków Portishead. Gdy wszelakie wędrówki publiczności znalazły swój kres, całe skupienie zostało przeniesione na scenę Opery Leśnej – nikt i nic nie było w stanie odebrać nam tej przyjemności. 7-osobowy skład zespołu od początku koncertu został przywitany bardzo entuzjastycznie, nawet pomimo absolutnego braku kontaktu z publicznością. Beth Gibbons: trzymająca trip-hopowy sznyt: znoszone dżinsy, przeciwdeszczowa kurtka z kapturem, „markowy” grymas na twarzy. I doskonała forma wokalna – absolutnie żadnych wpadek. Nie mówiąca nic pomiędzy utworami . Dopiero po wykonaniu bisu pozwoliła sobie nieśmiało podziękować publiczności. Adrian Utley w marynarce, najczęściej z gitarą, od czasu do czasu przy klawiszach. Geoff Barrow odpowiedzialny za genialne skrecze i perkusjonalia. Wszyscy muzycy raczej schowani, bez żadnych szaleństw. Każdy robił to, co do niego należało. Z precyzją maszyny. Widać było, że setlistę mają opanowaną w każdym szczególe. Setlistę, na którą składały się utwory dobrane przekrojowo, choć dominował album „Third”. Mieliśmy okazję usłyszeć największe przeboje z debiutu (Dummy) m. in.: Mysterons, Glory Box, Roads, Wandering Star, jego swoistej kontynuacji (Portishead): Undenied,Over oraz ze wspomnianego, ostatniego wydawnictwa „Third”: Machine Gun, The Rip, We Carry On,Threads. Całości dopełniały bezbłędne wizualizacje. Jedna z największych niespodzianek. Chyba najlepsze, jakie widziałem dotychczas. Tworzone m.in. w oparciu o materiał rejestrowany na żywo, z wykorzystaniem postaci na scenie. Świetne i zaskakujące.
Znakomity, muzyczny dobór artystów, idealna lokalizacja oraz mimo wszystko sprawna organizacja nie mogą zwiastować nieudanego koncertu. Publiczność jeszcze długo oklaskiwała schodzących ze sceny muzyków nie mogąc, nie chcąc się z nimi rozstać – ja sam nie jestem jeszcze w stanie oderwać się od wspomnienia koncertu zespołów Portishead oraz Skalpel. Z niecierpliwością czekam na kolejny Artloop Feistival.
Tomasz Montowski