Przedostatni dzień festiwalu Jazz Jantar 2014 został, po raz drugi, zadedykowany artystom z naszego rodzimego podwórka jazzowego. Z jednej strony otrzymaliśmy, mocno osadzony w klasycznej stylistyce, koncert sekstetu Marka Napiórkowskiego, z drugiej natomiast kompletnie wolny od jakiejkolwiek stylistyki występ tria Joanny Charchan. Środkiem, który spajał obydwie skrajności był zespół Kurtz, który wystąpił w ramach Młodej Sceny Jazzowej.
Strona pierwsza. Bogata, wręcz rzemieślnicza, twórczość Marka Napiórkowskiego tym razem znalazła ujście w projekcie „Up!”, który został zwieńczony albumem o tej samej nazwie. Do udziału w koncercie na scenie Sali Suwnicowej, gitarzysta zaprosił znakomitych oraz znanych szerszej publiczności jazzmanów. Byli to między innymi Maciej Sikała, Henryk Miśkiewicz czy Krzysztof Herdzin. Grający na fortepianie oraz flecie, Krzysztof Herdzin, który zaaranżował wszystkie kompozycje znajdujące się na płycie „Up!” wcielił się wczorajszego wieczoru w rolę dyrygenta-kapitana tego niezwykle zgranego sekstetu. Wbrew wszelkim pozorom i oczekiwaniom – Marek Napiórkowski nie był głównym oraz jedynym bohaterem tego występu, bowiem instrumentalny, improwizowany jazz został połączony z kameralną muzyką teatralną i filmową oraz perfekcyjnymi technicznie partiami solowymi każdego muzyka. Kompozycje sprawiały wrażenie koncepcyjnej, spójnej opowieści, za sprawą której muzycy nawiązują niezwykle osobistą relację ze słuchaczem. Rodzaj swoistej relacji widniał również pomiędzy artystami, którzy rozmawiali ze sobą za pomocą instrumentów w sposób bezbłędny i nienaganny, poruszając się w tradycyjnie osadzonej stylistyce. Zagranie kompozycji z krążka „Up!” było, myślę, nie lada wyzwaniem dla sekstetu, biorąc pod uwagę fakt, że do powstania albumu przyczyniło się aż 14 muzyków. Występ okazał się być dopracowany, co do jednej frazy – partie solowe oraz liczne improwizacje nadawały całości barwnej wyrazistości brzmieniowej.
Środek. Występ młodego tria Kurtz w kawiarni klubu Żak. Jest to drugi, po Pokusie, koncert w ramach Młodej Sceny Jazzowej i trzeba przyznać – na równie wysokim poziomie. Zespół wystąpił w składzie:Wojciech Chroboczyński (gitara basowa), Jacek Rezner (perkusja) oraz Andrzej Wróblewski(saksofon). Osobno muzycy związani są z projektami quasi rockowymi (The Pin Dolls, Sea Vine, Kyst, Tour de Mars, C4030, Fang Akompaniament). Razem natomiast wystąpili po raz pierwszy, wplatając różnorodne muzyczne naleciałości stylistyczne związane z alternatywnym brzmieniem gitarowym. Efektem tego były energiczne, free jazzowe kompozycje oparte na sekcji basowej, wspierane przez saksofon tenorowy, które znalazły sympatię i uznanie u słuchaczy zgromadzonych w klubowej kawiarni. Wojciech Chroboczyński, który tamtego wieczoru przejął rolę lidera zespołu, nieśmiało nawiązywał kontakt z publicznością i był chyba bardzo zaskoczony informacją zwrotną w postaci głośnych braw oraz konieczności zagrania bisu. Trio Kurtz udowadnia, że polski potencjał twórczy związany z muzyką synkopowaną wciąż się rozwija i jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Strona druga. Joanna Charchan – bardzo ważna postać dla trójmiejskiej sceny jazzowej i yassowej. Współpracowała z grupami z kręgu radykalnej awangardy, poszukującej różnych form muzycznych aż po granice performance. Na scenie Sali Suwnicowej pojawiła się z grającą na kontrabasie Sabine Wohrtmannoraz perkusistką Lucią Martinez. Myślę, że określenie „performacje” jest w stanie najbardziej trafnie oddać to, co miało miejsce na scenie. Nie był to, bynajmniej, występ lekki, przystępny, czy też jednoznaczny w odbiorze – z każdym kolejnym dźwiękiem miejsca siedzące w Sali Suwnicowej pustoszały (w pewnych momentach, do wnętrza sali dobiegały rozmowy osób z korytarza – odniosłem wrażenie, że idealnie wkomponowały się w prezentowaną stylistykę – były po prostu kolejnym dźwiękiem). Muzyczne skomplikowanie oraz stylistyczna labilność budowana na długich i surrealistycznych improwizacjach mogły być, co najmniej, zaskakujące w stosunku do występów poprzednich. Dodając do tego mnogość przedmiotów, za pomocą których Lucia Martinez emitowała dźwięki, oraz połowy których nie jestem w stanie nazwać – słuchacz mógł poczuć się „wrzucony” w bardzo abstrakcyjny proces twórczy nie do końca wiedząc jak nań zareagować (słyszałem śmiech, ciężkie oddechy, bardziej i mniej przychylne komentarze). Co ciekawe – artystki nie wykorzystały wszystkich przedmiotów, które były widoczne oraz schowane w kuferku stojącym obok perkusji Lucii Martinez.
Organizatorom festiwalu Jazz Jantar 2014 udało się stworzyć punkt w programie, który był chyba najbardziej niejednoznaczny i bazujący na skrajnościach. Klasyczny projekt „Up!” Marka Napiórkowskiego zrealizowany z czołówką polskiej sceny jazzowej, ekscentryczne w swej abstrakcji trio Joanny Charchan zrywające z jakąkolwiek definicją stylistyczną oraz początkujący zespół Kurtz. To był bardzo udany wieczór.
Tomasz Montowski