Wizyta w Barze Słonecznym w Pszczółkach na imprezie o nazwie Off Mind Fest zaowocowała nie tylko sympatycznymi wrażeniami słuchowymi i dokumentacją fotograficzną estradowych recitali wokalno-muzycznych formacji Dziady Borowe i The Corpse. Przeprowadziliśmy także rozmowę zJakóbem – gitarzystą The Corpse, który w 1985 roku wylewał fundamenty dla polskiej sceny hardcore/punk
Jesteście z małego miasta, dziś gracie na wsi, a czy kiedykolwiek mieliście ciśnienie, żeby grać trasy po dużych miastach i dużych klubach, czy raczej czujecie się zespołem małych scen?
A chodzi Ci o teraz czy o ostatnie parę lat. Pierwszych dwudziestu lat to chyba nie pamiętam. Od czasu kiedy teraz się reaktywowaliśmy, czyli od czterech lat, gramy właściwie wszędzie. Nie tylko po dużych miastach i klubach, ale też po naprawdę malutkich. Z tym, że muszą to być miejsca naprawdę klimatyczne, a nie stodoła czy sklep u pani Kazi. Gramy więc także w małych, ale fajnych klubach.
A jak oceniasz jakość sprzętu nagłaśniającego w tych miejscach? Podnosi się poziom?
W porównaniu do tego co było dwadzieścia lat temu jest zdecydowanie lepiej. Kiedyś to była jakaś masakra. Teraz jest tak, że cały backline mamy swój, a to jest duży plus w miejscach które nie mają w ogóle nagłośnienia. W małych klubach nam to zupełnie wystarcza, a jeżeli jest klub z dobrym nagłośnieniem, to wtedy jest jeszcze większa różnica na plus. Generalnie zmienia się na lepsze w wielu klubach.
Reaktywowaliście się w trzyosobowym składzie, niedawno dołączył do Was drugi gitarzysta – czym to było spowodowane?
Reaktywowaliśmy się we trzech z tego względu, że była to najmniejsza ilość ludzi do tego potrzebna. Ja bardziej czuję się gitarzystą, bo zawsze grałem na gitarze a śpiewałem tylko chwilowo w kilku okresach istnienia kapeli. Jeśli grasz na gitarze i śpiewasz jest taki dyskomfort, że pewnych rzeczy nie możesz zrobić. Nie możesz za daleko odejść od mikrofonu i tak dalej. I na scenie trochę kulało nasze zachowanie i sceniczny imidż. A przy drugim gitarzyście ja jako wokalista i gitarzysta mogę sobie na dużo więcej pozwolić. Poza tym ogólnie zyskało brzmienie live The Corpse.
Co się dzieje z Waszym pierwszym wokalistą (…)* oraz Jackiem „Kapelą” Chrzanowskim, który śpiewał jako drugi?
Powiem szczerze, że kontaktu ze starym wokalistą nie mamy za dużo. Rok temu graliśmy w Holandii, gdzie Sławek od dłuższego czasu mieszka i tam go spotkaliśmy. Ja osobiście nie mam z nim jakiegoś dobrego kontaktu, no bo wyszło jak wyszło. Kuba praktycznie od zawsze ma z nim jakiś kontakt, może nie szczególnie bliski ale ma. Ogólnie facet jest już schorowany i zniszczony życiem. Jacek „Kapela” już dawno odszedł od klimatów okołopunkowych i jedynie mówimy sobie cześć gdy się spotykamy. Dawno już nie rozmawialiśmy na jakieś dotyczące nas tematy.
W wywiadzie dołączonym do winyla mówisz, że na początku inspiracją dla Ciebie było Suicidal tendencies, Accused, Larm, a co jest nią dla Ciebie dzisiaj?
Wiesz, u mnie to się za bardzo nie zmieniło, bo w dalszym ciągu słucham tych samych kapel plus kilka nowych, które się pojawiły i można ich gdzieś posłuchać. Naszą inspiracją w tej chwili nie są jakieś określone kapele, bo tak – ja słucham oldschoolowego hardcore’a, sceny nowojorskiej, bostońskiej czy z Los Angeles. Drugi gitarzysta słucha całkiem innej muzyki, on jest wychowany w środowisku thrashowym, więc jakieś Mega Deathy, Slayery i te sprawy. Perkusista jest wychowany w grindcore’owym światku, więc słucha Napalm Death czy Extreme Noise Terror itd. A znowu basista siedzi w jakimś starszym punku, czyli Discharge, Broken Bones. Także u nas jest zlepek wszystkich stylów jakie mogą być w muzyce undergroundowej.
Czyli koszulka Terroru, w której często się pokazujesz nie jest jedynym tropem?
Nie, nie, broń Boże. Ogólnie kocham tę kapelę, bo naprawdę jakoś mnie rusza to co oni robią i podoba mi się bardzo. Zauważ, że każdy z nas, dziś na scenie będzie inaczej ubrany i prezentował odmienny styl.
Jak oceniasz współczesną polską scenę hardcore? Czy coś interesującego w niej znajdujesz?
Wiesz co, jest parę fajnych kapel. Przez ostatnie cztery lata zagraliśmy z masą polskich kapel, część z nich niestety już padła lub zawiesiła działalność, ale w większości były to bardzo fajne kapele. Nie będę wymieniał nazw, bo mogę kogoś pominąć. Jest naprawdę dużo młodych dobrych kapel, które zasługują na to, żeby gdzieś je zapraszać i żeby grały sobie po całej Polsce, bo naprawdę wstydu nie ma. Nawet w porównaniu do tych amerykańskich kapel, z którymi gdzieś tam gramy, to szczerze mówiąc one grają jako gwiazdy tylko dlatego, że są z zagranicy. A te polskie kapele, które z nimi czy z nami grają naprawdę nie mają się czego wstydzić. To są naprawdę fajne kapelki.
Zatem generalnie jest lepiej niż gorzej?
Scena trochę kuleje, z tego względu, że mało osób przychodzi na koncerty. Nie oszukujmy się, ludzie są teraz trochę rozleniwieni co do chodzenia na koncerty. Wolą tego posłuchać na jutubie, ale ogólnie jest okej.
Od zawsze śpiewaliście po polsku, dziś wiele kapel posługuje się jedynie angielskim. Jakie jest Twoje podejście do kwestii języka w punk rocku?
Ja grałem w kapelach, które śpiewały i po polsku i po angielsku, także nie wypowiem się co jest lepsze, bo w jakim języku śpiewasz nie jest chyba ważne. Przecież wiadomo, że jeśli ktoś zaśpiewa po polsku, to w Polsce każdy zrozumie, a znowu śpiewanie po angielsku ułatwia sprawy na Zachodzie, gdzie wiadomo, że jak ktoś usłyszy polski, to się spyta co to szeleści?
Ale przykładowo – przyjeżdża kapela z Ukrainy czy Białorusi, to nie wolałbyś usłyszeć jak śpiewają po białorusku i usłyszeć jak brzmi punk rock z Białorusi, a nie kalkę kapel amerykańskich czy angielskich?
Na pewno chciałbym posłuchać w jakimś stopniu w jej języku, żeby zobaczyć jak to brzmi w jej ojczystej mowie, ale chciałbym też po angielsku, żeby zrozumieć o czym śpiewają.
Wkładka z tekstami po angielsku rozwiązuje ten problem.
No, wkładka z tekstami to jest wyjście. To jest trudne pytanie i chyba to jest indywidualna kwestia każdej kapeli, bo jakoś nie ma konsensusu w tym wszystkim.
ak wspominasz występ na Rock na Bagnie w 2011 roku?
Rock na Bagnie w 2011 to był nasz drugi czy trzeci koncert po reaktywacji. To był, wiesz, dość ważny koncert. Ważny ze względu na to jak publiczność przyjmie The Corpse po tylu latach, bo każdy z nas gdzieś tam grał, więc dla nas był to koncert jak koncert. Dla mnie jakiś specjalny nie był. Części ludzi, tych starszych którzy tam byli, odnowiły się jakieś wspomnienia, ale większość ludzi to byli młodzi i dla nich The Corpse to było coś obcego. Nie oszukujmy się, jedno pokolenie wyrosło, gdy my w tym czasie nie graliśmy. To najmłodsze pokolenie w ogóle wiedziało o co chodzi, co to, kurwa, za The Corpse jakiś?! Niestety. My musimy, właściwie nie musimy, ale chcemy i zaczynamy od początku.
A plany na tegoroczny występ?
No zagramy chyba już większość utworów z nowego sortu, który przygotowujemy na nową płytę. Parę będzie starych kawałków, może jakiś cover jakiejś znanej kapeli. Bardzo możliwe, że Inkwizycji, bo bardzo fajnie się go słucha. Mamy parę rozpoznawalnych kawałków w zanadrzu, ale nic specjalnego nie szykujemy.
Trochę wyprzedziłeś już odpowiedź na ostatnie pytanie, które miało brzmieć – czy możemy spodziewać się nowego materiału?
To nie jest takie proste, w zeszłym roku zagraliśmy około trzydziestu koncertów i nie mieliśmy czasu robić nowych numerów. Mieliśmy w tamtym roku właściwie skończyć materiał płytę, ale nie było czasu, żeby wejść do sali prób nawet, bo większość czasu poświęcaliśmy na granie koncertów i jazdę po Polsce i nie tylko. W tamtym roku zrobiliśmy zaledwie trzy nowe numery, to jest śmieszne. Żenada. Są kapele, które walą jak z automatu pięćdziesiąt utworów, wybierają z tego dwadzieścia i na płytę nagrywają dziesięć, a my zrobiliśmy trzy utwory przez cały rok. W tym roku trochę odpuszczamy z koncertami i chcemy się poświęcić na zgrywanie nowych kawałków. No i na pewno w tym roku, bo nie wiadomo ile pogramy jeszcze, chcemy wejść do studia i nagrać nową płytę, żeby przypomnieć, że istniejemy, bo ile można jechać na płycie sprzed trzydziestu lat.
Self Made Bomb jeszcze istnieje?
Nie, nie. Ja nie mam czasu. Bo tak: prowadzę zakład fryzjerski, prowadzę salon tatuażu, gram koncerty w jednej kapeli, grałem niedawno w jeszcze jednej i dodatkowo jeszcze Self Made Bomb, to było za dużo.
A jak grało się w jednej kapeli z synem?
Grało się ogólnie fajnie jako muzycy, ale kurde z synem to jednak trzeba się pilnować, żeby nie upodlić się przy nim, żeby nie pokazać że jesteś chamem czy coś takiego. W końcu patrzy na ciebie twój syn. Ogólnie ok, ale powiem szczerze, fajnie że teraz ma swoją kapelę.
Zeszłoroczna trasa z Cymeonem X, to była wycieczka z zakładów fryzjerskich?
(śmiech) Powiem tak, z Adamem Szulcem, czyli liderem Cymeona, chcemy stworzyć taką kapelkę Barber’s Edge. Adam już ma jakieś teksty, ja mam zrobić muzykę, nagramy jakieś kawałki, zobaczymy co z tego wyjdzie.
A trzeci fryzjer na bas jest?
Trzeci fryzjer jest, nie powiem kto, z kapeli zagranicznej i to z bardzo znanej jako wokal. Tylko nie mamy basisty. To będzie pewnie jeden, dwa kawałki, może więcej, nie wiem. Zobaczymy, jak tylko będzie na to czas, to na pewno będzie fajnie.
Rozmawiał Michał Zarecki
* usunięte na prośbę Sławomira Szubskiego