Underground Off Płock

Wydawanie składanek prezentujących scenę danego miasta należy w Polsce do rzadkości. Regułę tę przełamują płocczanie, którzy w grudniu 2017 roku wypuścili na światło dzienne kompakt zatytułowany “Underground Off Płock” zawierający nagrania stworzone w piwnicach, garażach i mieszkaniach Płocka. Kryterium geograficzne jest w zasadzie jedynym wspólnym mianownikiem przedstawianych na płycie artystów – bowiem rozpiętość gatunkowa jest dość znaczna. Mamy elektronikę, hip hop, ekstremalny metal, punk rock, industrial i zwyczajny rock.

 

Pierwsza rzecz jaka cieszy to sposób wydania. Pudełko? Digipack? Zapomnijcie o tym, tu nie ma miejsca na taką nudę. Płyta zapakowana jest w czarną bąbelkową kopertę, na której naklejone jest ksero pocztowego druku od nadawania paczek. W środku oprócz płyty znajdziecie pakiet wlepek, badzika, pocztówkę oraz dość sporą książeczkę, w której oprócz biogramów kapel znajdziemy też kolaże i zrobione w Płocku fotografie autorstwa Anety z Among Scratches Zine. Brakuje chyba tylko małego kanistra z etyliną 94 z tamtejszej rafinerii.

 

Płocki, tradycyjny punk rock jest zupełnie przewidywalny i mało odjazdowy. Kto Nie Kocha Pieszczocha brzmi tak jak musiał brzmieć słowiański zespół punkowy założony pod koniec istnienia PRL. Nieco lepiej wypadają skoczne numery AQQ i – o dziwo, chyba dzięki fajnie brzmiącym klawiszom – Podwórkowych Chuliganów. Punkowców z tej składanki ciężko nazwać krajową pierwsza ligą, ale nie da się ukryć, że są 77 razy lepsi od jakiegokolwiek wyziewu formacji Farben Lehre.

 

Metal reprezentują Concatenation, Necrosodomistical Slaughter oraz Parh. W tych trzech przypadkach mamy siarkę, mamy smołę i tempo, od którego diabeł się cieszy. Płoccy hiphopowcy pozostają wierni stylistyce polskiego rapu z momentu jego rozkwitu na przełomie wieków. Oprócz dwóch numerów ze zwrotkami mamy też jeden nastrojowy instrumental.
A gdzie jest najmocniejszy muzycznie punkt programu? Na samym końcu płyty. Od 14 pozycji na płycie robi się gęsto od wysmakowanych dźwięków. Zaczyna się siedmiominutową, elektroniczną, odrobinę zdubowaną i niezwykle miłą w odbiorze kompozycję człowieka o pseudonimie artystycznym PTR1, po której dostajemy znów tak samo długi utwór. Industrialny Rigor Mortiss brzmi jak nocna wycieczka po zakamarkach zakładów petrochemicznych pod przewodnictwem inżyniera, w którego żyłach płynie ropa naftowa, a w płuca są wypełnione spalinami. Następnie odrobinę przestrzeni w muzyce daje, znany z ich ostatniej płyty, numer post-punkowego Schröttersburga. Po tych niepokojących dźwiękach przychodzi pora na finałowy usypiający numer eksperymentalnego elektronicznego tworu o nazwie Monopium.

 

Autorom tego przedsięwzięcia należą się duże brawa za pomysł i realizację!

 

[p]MA