Lepszego miejsca na elektroindustrialny koncert niż klub B90 w trójmieście nie ma. Czemu? B90 to postoczniowa hala fabryczna, w której produkowano części układów elektrycznych do statków. Adres? Ulica Elektryków. W tak pięknych okolicznościach 30 października 2014 roku zagrały warszawski Das Moon i kanadyjski Front Line Assembly.
Nieco schowani za wcześniej rozstawionymi instrumentami FLA pierwsi zagrali warszawiacy. Trio z przykuwającą słuch i wzrok wokalistką Daisy K. zaprezentowało utwory ze swoich obydwu płyt pierwszej “Electrocution” oraz drugiej, zupełnie niedawno wydanej “Weekend in Paradise”. Sympatycznie wykorzystane przez zespół taneczne rytmy niestety nie skłoniły publiczności do kolektywnego tańca, aczkolwiek w przerwach między kawałkami nie zabrakło aplauzu wyrażanego oklaskami i przeważnie nieartykułowanymi okrzykami. Mimo to publiczność zachowała pewien dystans do zespołu zostawiając sporo wolnego miejsca przy barierkach. Das Moon zasłużyło na szacunek za umiejętne łączenie popu z elementami awangardowej elektroniki, wykorzystanie bogatego jak na gatunek instrumentarium oraz za interesującą oprawę koncertu w postaci spójnego imidżu scenicznego oraz ciekawych wizualizacji.
Po krótkiej przerwie technicznej na scenie pojawiło się czterech panów z odzianym w koszulkę z wizerunkiem Pinhead’a Billem Leeb’em na czele. Energetyczny występ oparty często o marszowe rytmy (w końcu nazwa nie przypadkowa, tak jak siatka maskująca na scenie) trwał około dwóch godzin w tym czasie Front Line Assembly zaprezentował głównie utwory ze swojej najnowszej płyty “Echogenetic”, ale nie zapomniał o piosenkach z wcześniejszych krążków takich jak “Tactical Neural Implant” czy “Millenium”. Przy tym występie publiczność zdecydowanie ożyła i ruszyła w stronę sceny i zaczęły się biomechaniczne tańce. Przy odrobinie wyobraźni i pod wpływem otoczenia oraz dźwięków generowanych przez FLA można było sobie wyobrazić, że ocalałe stoczniowe żurawie zaczynają się rytmicznie poruszać i składać na pochylni okręt wykorzystujący najnowocześniejsze technologie łączenia maszyn z żywymi organizmami. Ale nie popadajmy w zbytnią fantastykę i wytknijmy pewien manakament jakim było odtwarzanie ścieżek gitary “z puszki” zamiast wykorzystania “żywego” instrumentu, które wpłynęłoby korzystnie na całe widowisko. Niemniej jednak Całość należy ocenić bardzo wysoko.